Atak Polskiego Związku Republik Syndykalistycznych na Republikę Słowacką
Czy wybór I kwartału 2041 roku przez Polskie Siły Zbrojne był trafiony do przeprowadzenia ataku na Słowację? Zapewne za kilka lat historycy odpowiedzą na to pytanie. Jednak na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda nie tyle źle co ciekawie dla obserwatorów spoza konfliktu.
Bez zapowiedzi, w miesiącach typowo zimowych i zwykle śnieżnych, przez trudną, górską granicę Polsko-Słowacką przeleciały nisko Bombowce z charakterystyczną biało-czerwoną szachownicą. Zaalarmowane samoloty patrolowe sił powietrznych Słowacji nie zdołały wzbić się w powietrze gdy nastąpiło bombardowanie, a jedna z głównych baz wojskowych Słowackiego lotnictwa została pozbawiona części pasa startowego i połowy hangarów w których stały helikoptery bojowe, artyleria i czołgi.
Słowakom udało się jedynie ewakuować część sił zanim doszło do powtórnego bombardowania. Naprędce zorganizowana obrona przeciwlotnicza skutecznie umożliwiła wycofanie się resztkom głównych sił Słowackich w tereny miejskie i lasy.
Zaalarmowani atakiem pogranicznicy Słowaccy pozamykali i zabarykadowali główne przejścia graniczne, a na samą granicę szybko wysłano piechotę górską, która dotarła akurat gdy niewielkie oddziały Polskie rozpoczynały przekraczanie strefy między granicznej w trudnych warunkach górskich i przy padającym śniegu. Szacuje się, że połowa strat po obu stronach konfliktu mogła być spowodowana warunkami pogodowymi.
Podciągnięta przez polaków ciężka artyleria oraz myśliwce wspomagają mniej liczną piechotę górską, ale nie udaje im się wypchnąć Słowaków z dobrych pozycji w górach.
Po wielu dniach walk Słowacy wsparci resztką zachowanego sprzętu w postaci czołgów, artylerii i śmigłowców bojowych rusza do kontrataku. Mimo pierwszych sukcesów, kontratak staje z uwagi na dominację powietrzną Polski, która powoduje, że śmigłowce słowackie muszą uciekać i operować krótko i na niewielkich wysokościach. Niewielkie siły pancerne i artyleria słowacka wykorzystuje znajomość terenu i ukrywa swoje stanowiska ogniowe w obawie przed zagrożeniem z powietrza.
Siły polskie wzmacnia dywizja pancerna, która nie poprawia znacząco sytuacji na froncie. W przypływie adrenaliny i przy dużej ilości szczęścia siły słowackie dokonały udanego szturmu na jedną z pozycji polskich w ten sposób przepychając nieco front na stronę Polską.
Słowaccy pancerniacy odpoczywający przy swoich zakamuflowanych maszynach
Na koniec kwartału sytuacja nie wygląda dobrze dla żadnej ze stron konfliktu. Słowacy ponieśli ogromne straty i nie potrafią zorganizować porządnej obrony przeciwlotniczej nie mówiąc już o własnych siłach powietrznych.
Polacy uderzyli zbyt małymi siłami i borykają się z niedoborem ludzi na froncie. Sytuację ratuje tu lotnictwo, które robi także za rekonesans.
Jeżeli żadna ze stron nie dostanie posiłków to front może się załamać i Polacy zostaną zepchnięci dalej na północ.
Granice obu państw nie uległy zmianie.
Napisał: Krewetki
-Polska atakuje jednak przez złe dobranie sił i środków nie osiąga zbyt wiele poza zniszczeniem dużej części Słowackiego ciężkiego sprzętu.
-Obywatele Polski są źli na wieść o takiej porażce i upokorzeniu -4% poparcia
-Słowacja wzywa społeczność międzynarodową do pomocy oraz Polskę do zawarcia pokoju.